piątek, 28 marca 2014

011.

Martwe liście, które leżą na trawniku, kiedyś posiadały drzewa, w których pokładały swą nadzieję. 

 Kiedy byłam prawdziwą dziewczynką, ludzie kochali mnie, niezależnie od tego jak zła byłam. W gruncie rzeczy byłam zła, bo uważałam innych za gorszych od siebie, ale jakoś z wiekiem mi przeszło. W biegiem czasu dowiedziałam się że nie jestem najlepsza, najsilniejsza, najmądrzejsza i najpiękniejsza. To, co miałam od zawsze, inni zdobyli ciężką pracą.
 Skoro inni byli od dziecka przyzwyczajeni do pracy, kiedy ja trwałam w przekonaniu, że to co mam, po prostu mi się należy, to chyba nie dziwne, że sobie teraz nie radzę.
 Jak to zwykło bywać w statystycznym życiu, rzeczywistość wbiła we mnie swoje pazury i od tego czasu nie robię nic, poza leżeniem i modleniem się o śmierć. W gruncie rzeczy, dobrze mi z tym. Ustawiłam się chyba najlepiej jak to tylko możliwie, bo na co dzień nie prowadzę raczej życia ofiary losu. Właściwie, żyje mi się świetnie. Mam co jeść, mimo tego, że jeść muszę bardzo we własnym zakresie, bo w moim domu wszystko gotuje się z mięsem. Mam gdzie spać, śpię nawet lepiej niż przeciętny obywatel, bo mam dla siebie całe podwójne łóżko. Najlepsze co mam to przyjaciele i rodzina. Gdyby nie moi przyjaciele byłabym już najpewniej martwa. Rodzicom jestem wdzięczna za to, że nie decydują o moim życiu. Jakby mieli spełniać na mnie swoje aspiracje to specjalnie wypadłabym z wózka pod samochód, słowo daję. No, ale udało mi się. Co więcej, mam też szczęście w życiu. Takie typowe szczęście. Większość przewinień uchodzi mi płazem, a to co do tej pory osiągnęłam jest wynikiem fuksa i odrobimy, naprawdę odrobimy starań z mojej strony. Nie zdziwię się, jeśli pewnego dnia wygram w totka, bo jestem szczęściarą.
 Trwam sobie w takim stanie już ładnych parę lat i robię co w mojej mocy, by już zawsze wszystko było różowe. Nie pragnę niczego więcej ponad to co mam. Obejdzie się. Przez długi okres czasu, myślałam, że do pełni szczęścia brakuje mi już tylko miłości. Teraz wiem, że miłość nie jest mi pisana. Kiedy kocham, cierpię. Miłość, chociaż na początku powoduje euforię, później staje się uciążliwa, jest jak kamień u nogi. Kochałam wiele razy i kochałam mocno. I chociaż było to za każdym razem platoniczne i egoistyczne uczucie, to czułam wszystko to, co czuje zakochany człowiek. Miłość była moim narkotykiem.
 Teraz jest dobrze. Teraz nie muszę kochać, żeby czuć, że żyję. Zobaczymy jak długo.

wtorek, 18 marca 2014

010.

I cho­ciaż róża ra­ni, na­dal jest na nią popyt.  

 W sumie, to zabawne. Jedni ludzie są depresyjni z natury, inni nie, a ja mam to do siebie że depresyjnie wpływa na mnie kawa. Czarna mocna niesłodzona to moje schody do piekła. Kofeina otwiera oczy, otwiera duszę. Pozwala najbardziej tłumionym myślom wydostać się na zewnątrz. Popijam ją sobie powoli, z każdym kolejnym łykiem, przekornie, masochistycznie czuję się lepiej. Witamy w domu.
 Ostatnie dni były dla mnie szczęśliwe. Od niedawna konsekwentnie wyrzucam z głowy wszystkie negatywne myśli. Dzięki temu mogę podnieść się z łóżka, dzięki temu pierwszy raz od kilku miesięcy szczerze się śmieję. Jednocześnie czuję się coraz płytsza. Jakbym wraz z negatywnymi emocjami traciła sporą część siebie. Przywykłam do tego, że jestem nieszczęśliwa, że jestem ciągle zła, że jedyne o czym marzę to wbić sobie nożyczki w krtań. Teraz czuję się obco. Na przekór temu, że nie nie jestem już więcej zagubiona. Należę gdzieś, więc nie należę. To głupie. To smutne, że myślę w ten sposób. Jakbym nie mogła powiedzieć "dziękuję świecie, że pozbierałam się do kupy" i żyć sobie jak gdyby nigdy nic.
 I nie mogę tak kurwa, nie mogę, bo nie tak wygląda moje życie i nie taka jestem.
 Problem polega na tym, że ja chcę cierpieć. Kiedy boli, to wiem, że żyję. Teraz nie czuję, nie kocham, nie cierpię i widzę, że tylko egzystuję, że toczę się po świecie jak chomik w plastikowej kulce po pokoju. Jednak cierpienie daje więcej dróg, o wiele więcej. Pozwala zajrzeć tam, gdzie zwykłe ludzkie oczy nie są w stanie. Mrok duszy to potężna siła.
 Kolejne dni, mimo tego, że takie ciepłe, prawie wiosenne wydają mi się coraz bardziej mgliste. Zasunęłam zasłony głębszego myślenia i teraz docierają do mnie tylko strzępki obrazów. Zupełnie, jakbym z kina 3d przeniosła się na powrót przed czarno-biały telewizor bez dźwięku. Takie mam wrażenie. Zauważyłam u siebie rosnącą tendencję do nie-myślenia. Były dni, kiedy potrafiłam wrócić ze szkoły, a potem do rana spędzać czas w mojej głowie. Zawsze miałam do przemyślenia tyle interesujących kwestii. A teraz? Teraz myślę o prozaicznych rzeczach. Groteskowych w swej zwykłości. Doszłam nawet do tego, że skupiam się na lekcjach. Pozwalam nauczycielom na wypełnianie mojej głowy datami i definicjami. Wiem co, u kogo i w jaki sposób się dzieje. Jakbym wyrzuciła samą siebie z własnej głowy i wypełniła to miejsce myślami innych ludzi.
 Nie chcę tego, przecież tego nie chcę, kurwa.
 Problem ze mną polega na tym, że zawsze jest mi źle, nawet jak jest dobrze. Dobrze to dla mnie normalnie, a normalnie do dla mnie źle. Kiedy to wszystko się tak pokomplikowało? Naiwnie myślałam, że będę potrafiła ot tak odciąć się od dawnego życia. Te wszystkie historie z czystą kartką, modlitwa szaleńca. Fakt jest taki, że nie pozbędę się w kilka dni tego, co zbierałam przez klika lat. Na zmiany potrzeba czasu. A ja nie chcę zmian. Czuję się stabilnie tylko w mojej niestabilności. Szczęśliwa jestem tylko w mym nieszczęściu. Prawdziwą jestem tylko widząc siebie po drugiej stronie krzywego zwierciadła i wierząc, wierząc że ja to ja.

piątek, 14 marca 2014

009.

Nie chciałbym teraz odpowiadać na pytanie, jak to jest, mieć osiemnaście lat, chociaż za dziesięć lat pewnie powiem Ci, że byłem wtedy nieśmiertelny. Gdy jesteś dopiero co pełnoletni, przebiegasz przez ulicę na czerwonym, bo jesteś pewien, że to nadjeżdżający samochód rozbije się o Ciebie, że chodnik z perspektywy siódmego piętra jest gumowy, że każdy wypity alkohol w Twoim organizmie zamienia się w wodę, że możesz przyjąć więcej związków chemicznych niż szklarnia, bo Twój mózg jest kuloodporny i nieprzerwanie stabilny. Nic nas nie rozkruszy. Mamy po osiemnaście lat i moglibyśmy jeść szkło bez kaleczenia ust, pić kwas, wyskakiwać z okna tylko po to, aby wzbić się do lotu.

 Wiosna wzbiła nas w przestworza. Zaczęliśmy oddychać, zaczęliśmy marzyć.
 Przestałam się zabijać. Ostatnio wiele się zmieniło, bo uświadomiłam sobie kilka rzeczy. Łatwiej jest żyć, kiedy znasz swoje realne możliwości. Nie mogę być tak wysoko, żeby jeść gwiazdy, ale wystarczająco, by patrzeć w niebo. Ale wizje przyszłości i przeszłości nie prześladują mnie więcej. Właściwie, istnieje tylko tu i teraz. Bardzo, bardzo długie tu i teraz.
 To był ciężki tydzień, ze względu na mnogość sprawdzianów. Kolejny nie będzie lepszy. Pocieszam się faktem, że przynajmniej w jakiejś części chcę uczyć się tego, czego się uczę. Postanowiłam więcej czytać i czas, który normalnie spędzam przy komputerze, spędzać z książką.
 Ostatnio doszłam do wniosku, że połowę moich problemów sama sobie stwarzam, a druga połowa niczym nie różni się od tej pierwszej. Właściwie nie mam problemów, a te które mam są wzięte z dupy. Większość z nich bierze się z tego że jestem rozpieszczona. Ale to nic. Tak jest dobrze. Jestem miła dla siebie i tyle. Kocham siebie, więc dlaczego mam sprawiać sobie ból? Dlaczego mam obwiniać się o coś na co nie mam żadnego wpływu, dlaczego niby mam być dla samej siebie suką, skoro i tak i tak robią to wszyscy w koło? Tak więc wybaczyłam sobie. Wszyscy mamy wady i popełniamy błędy, wszyscy od czasu do czasu bywamy sukami. Wy nie bywacie i jesteście idealni? Tym lepiej.
 Czasami głupie błędy decydują o naszej przyszłości. Ciężko sobie wyobrazić, że rzeczy z pozoru tak małe, mogą wywołać całą lawinę konsekwencji. Ale po to jesteśmy młodzi, głupi i bez zasad moralnych, żeby popełniać błędy, potem na nimi płakać, a jeszcze później się na nich uczyć. Jasne, mogę słuchać rad starszych i wiedzieć, że lepiej nie wkładać ręki do ogniska, ale po co wierzyć komuś na słowo, skoro można samemu sprawdzić? I w ten sposób przyjemne ciepło, zamienia się w pożar. Bywa. Dmuchamy i idziemy dalej, bogatsi o nową wiedzę i jak się dobrze trafi, to nowych wrogów.
 Za tydzień 18, a później zobaczymy.  
 

sobota, 8 marca 2014

008.

Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny. Są one na kształt prochu zatlonego, co wystrzeliwszy- gaśnie.

 Szczerze, chciałabym się czasem upić na smutno, samotnie, mieć w dupie wszystko. Nienawidzę alkoholu. Przełknę jedynie piwo, a to i tak z trudem. Wszelkie napoje alkoholowe są obrzydliwe.
 Piję sobie "słodkie" wino. Wcale nie jest słodkie, jest niedobre. Piję, bo mam 18 lat i mi wolno. W sumie, zostało jeszcze kilka dni, co nie umniejsza faktu, że jestem już dorosła.
 Wróć, jestem pełnoletnia, nie dorosła. Dorosła nie będę nigdy, bo po co. Jeszcze tego mi do szczęścia brakuje, żeby stać się znudzonym życiem, szarym, poważnym dorosłym. Prędzej mi anioł z tyłka wyfrunie, przysięgam.
 Nadszedł weekend, (już nie weedkend, smuteczky) jak zwykle pokłóciłam się z rodzicami i kolejny raz uświadomiłam im że zniszczyli mi życie i niedługo się zabiję. Na szczęście, są tym typem ludzi, przed którymi można stać i głośno tupać nogą, a oni i tak tego nie zauważą. Przynajmniej nie mam problemu z żadnymi psychiatrami czy egzorcystami, do których posłaliby mnie zapewne wszyscy inni rodzice na świecie. Z drugiej strony, to przykre, że tak bardzo mają mnie w dupie, ale tylko trochę. Przecież jestem tylko nic nie wartym bachorem, nie potrzebuję miłości, opieki i zainteresowania.
 Nie ważne. Przeniosłam się na humana. Od tygodnia się nie stresuję. Nagle moje szkolne życie stało się różowe. Nie ma na świecie niczego łatwiejszego human. To tak jakby włożyć duszę do lodówki. Słodka utopia. Dobrze pozbyć się chociaż części problemów.
 Once upon a time, kiedy jeszcze byłam małą dziewczynką i wierzyłam w miłość i inne cuda wianki, rodzice zabrali mnie do jakiegoś tam sklepu i nie chcieli kupić takiego zajebistego jednorożca. Był zajebisty, co z tego, że kosztował 150zł? Byłam mała, miałam marzenia, a oni je przeżuli i zdeptali. Owszem, było ich stać, przynajmniej wtedy. Ale nie, przecież nie kupimy dziecku drogiej zabawki. Uważam za bardzo niesprawiedliwe to, że mój brat dostaje teraz latające samoloty i gry na które jest za młody o 11 lat.
 Napiszę o tym w liście pożegnalnym, niech cierpią. Pewnie moja śmierć spłynie po nich, jak wszystko inne. To smutne, cokolwiek do nich mówię, mam wrażenie, że oni słyszą tylko bzzzzzzzzzzzzzz. Mamo, mam pałę z matmy może korepebzzzzzzzzzzzzz tato, myślę że niedługo się zabzzzzzzzzzzzzz. Zawsze tak jest. Ciężko jest być dzieckiem, szczególnie pełnoletnim. Widzisz coraz więcej, rozumiesz coraz więcej i coraz bardziej uświadamiasz sobie, że ci ludzi tak naprawdę nigdy cię nie kochali. Nie odpowiadali na twoje pytania, nie czytali poradników dla rodziców.
 Gdybym ja miała dziecko, którego nigdy nie będzie mi dane mieć *łzy w oczach* to kochałabym je, mocno.
 Napisałabym jeszcze parę akapitów o tym jak to bardzo chcę ze sobą skończyć, ale przecież wszyscy dookoła i tak to wiedzą, więc po co kolejny raz mam się produkować. Smutne, że mimo tego nikt tutaj ze mną nie siedzi i mnie nie pilnuje. Pozwala mi to sądzić, że jestem absolutnie bezwartościowa i nikomu specjalnie nie zależy na moim życiu.

Modlitwa (bóg i tak nie istnieje)
Obym umarła dzisiejszej nocy. Amen.